REstart Program
DE Model

Narodziny nowej normalności makrokryzysów: kryzys bez ważnego powodu

21-04-16 00:16

Dotychczasowym, „zdroworozsądkowym” przekonaniem było, że wielkie kryzysy wydarzają się zazwyczaj z równie wielkich powodów: załamania giełdowe, wydarzenia klimatyczne, wojny, etc., których konsekwencje dotykają następnie szereg, niekiedy nawet odległych, ale ciągle ograniczonych, sfer gospodarki, życia społecznego, czy polityki. Kryzysy ekonomiczne często np. były wynikiem balansowania inwestorów między sprzecznymi uczuciami chciwości zarobku, a strachem poniesienia straty.

Od czasu pierwszego wielkiego krachu giełdowego - tzw. „Tulip manii” na holenderskim rynku kwiatowym (1634-37), duża część kryzysów gospodarczych ma taki sam przebieg: szybka spirala wzrostu, nagłe przesilenie (niby spodziewane, a jednak zawsze zaskakujące) i równie gwałtowna bessa. Przykładami są choćby: South See Bubble (Anglia, XVII w.), Missisippi Bubble (Francja, XVIII w.), Florida Real Estate Bubble (po 1920), Wielka Depresja, USA, (1929-1933), The Nikkei Bubble (1990), upadek banku Barrings, The Nasdaq Bubble, Lehman Brothers, 2007.

 

Nową normalnością makro-kryzysów będą od teraz kryzysy w wysoko zintegrowanych, globalnych systemach złożonych, gdzie dowolnie małe zakłócenie w dowolnym miejscu sieci łańcuchów przyczynowych może spowodować epidemiczne, globalne rozprzestrzenianie się wielopoziomowych konsekwencji.

 

Co z tego wynika dla zarządzania w takich systemach? Fundamentalna zmiana paradygmatu. Systemy złożone (czyli takie – w których wiele różnych elementów oddziałuje na siebie na wiele różnych sposobów) zachowują się bowiem zupełnie inaczej, niż najbardziej nawet skomplikowane systemy proste. A wiele z naszych sposobów rozumienia świata ciągle pochodzi z okresu życia w pieczarach, kiedy do przeżycia nie była potrzebna wiedza o tak skomplikowanych i wielozmiennych zależnościach.

 

My, ludzie mamy bardzo krótką perspektywę - najdalej myślimy (niekiedy) o przyszłości wnuków i to tylko wtedy, kiedy je lubimy. W skali cywilizacji, to znacznie krócej, niż RAM złotej rybki. Gdyby było inaczej, to np. po ogłoszeniu Planu 500+ lub obniżeniu wieku emerytalnego tłumy powinny wyjść na ulice z transparentami: „Precz z 500+! Domagamy się lepszej edukacji i służby zdrowia!”, lub „Chcemy godziwych emerytur dla naszych dzieci i wnuków!” Widział ktoś takie pochody?

 

Trochę usprawiedliwia nas ewolucja. Tzw. „zdrowy rozsądek” zrodził się pierwotnie, żebyśmy mogli sobie radzić z drapieżnikami na afrykańskich sawannach i przez ponad 200 tysięcy lat sprawdzał się świetnie. Teraz może wprowadzać nas w błąd. Ewolucja nie przygotowała nas do rozumienia rzeczy bardzo małych, bardzo dużych, bardzo szybkich, oraz bardzo odległych w czasie. Nie nauczyła nas też doceniania długich ciągów przyczynowych. A dynamika tego nowego, globalnego świata jest napędzana przez czarne łabędzie, czyli początkowo małe, nieprzewidywalne i szybko rozwijające się zdarzenia, uruchamiające zaskakujące kaskady przyczynowe.

 

Jeden z naszych kolegów w CIONET zadziwił się kiedyś, na początku pandemii: „Jak to jest możliwe, że z powodu jednego konesera mięsa nietoperzy w Chinach, cały świat przeżywa katastrofę?!”. Właśnie dlatego, że stabilność wielkiego systemu złożonego może być w odpowiednich warunkach zakłócona przez dowolnie małą zmianę, w dowolnym jego miejscu.

 

Bill Gates ma rację, że takie pandemie, jak dziś, czekają nas co 20 lat. Przecież nie da się upilnować 8 miliardów ludzi przed kolejnym koneserem czegokolwiek. Wystarczy jednak, że takie wydarzenie, że z jakichś powodów, zainicjuje globalny, wykładniczy łańcuch przyczynowy.

 

W 2011 r. bakteria E.coli zaraziła 4000 ludzi, spowodowała śmierć 53 osób, ciężką chorobę nerek u 800. Zamknięto rynki europejskie dla warzyw z podejrzanej o to Hiszpanii, która traciła na tym 200 mln dolarów tygodniowo. Ostatecznie źródłem okazało jedno pudełko z kiełkami wyrzucone na śmietnik na farmie w Niemczech. Czy ma znaczenie kto je wyrzucił? W dniu, w którym to piszę (8.12.2020) agencje poinformowały o wybuchu tajemniczej nowej choroby w Indiach, z poważnymi symptomami, kilkuset zarażonymi i jednym, jak dotąd, zmarłym.

 

Każdy system nieodporny na czarne łabędzie kiedyś eksploduje. Teraz „eksplozje” w różnych częściach makro-systemu będą regularne. Genialny, jak zwykle, Stanisław Lem opisywał to zjawisko już wiele lat temu w prawie-kryminalnej powieści p.t. „Katar”, o pewnym wysoce nieprawdopodobnym, a jednak realnym, ciągu przyczynowym.

 

Systemy złożone są więc wysoce niestabilne, czyli nieodporne na małe zakłócenia. Na tym właśnie polega słynny „efekt motyla”: wysoka wrażliwość na warunki początkowe. Motyl machający skrzydłami nad Japonią może według anegdoty spowodować tajfun nad Ameryką Południową. Stąd takie systemy nieustannie balansują na krawędzi chaosu: między stagnacją, a anarchią. System może być (wyglądać na) stabilny, aby w pewnym momencie, bez „poważnego” powodu, wpaść w turbulencje. Prowadzi to do bezsilności predykcyjnej. Coraz częściej przyszłe kryzysy będą powodowane przez wydarzenia: małe, nieprzewidywalne i unikalne. System globalny zmienia się z ”luźno związanego” (loosly coupled) na „ciasno związany” (tightly coupled), wymagając – tak na poziomie globalnym, jak i korporacyjnym – nowych strategii i mechanizmów zarządzania.

 

Żyjemy w świecie kolejnych Czarnych Łabędzi i nieustannie pojawiających się zdarzeń każących nam wykrzyknąć, jak pisał Tim O’Really, „WhatTheFuck!”. Czyli takich, które wywracają nasze dotychczasowe rozumienie świata i jego mechanizmów, wymagając już nie tylko „myślenia poza pudełkiem”, ale w zupełnie nowych pudełkach. Największym zagrożeniem dla społeczeństw i firm dzisiaj nie są konkurenci, ale wewnętrzne niemożliwości radzenia sobie z WTF! Jak mawiała Mary Poppins: „Kiedy świat staje na głowie, to trzeba pójść w jego ślady”.

 

Przestroga dla cywilizacji

Pandemia COVID-19 jest też wielkim, ponadczasowym, cywilizacyjnym moralitetem. Homo sapiens zbudował swoją samoświadomość Istoty Naczelnej na niepodważalnych osiągnięciach naszego gatunku: opanowaliśmy ogień, wymyśliliśmy koło, mikroprocesory, teorię względności, antybiotyki, Internet i szachy, a później maszyny, które w nie grają, stworzyliśmy IX Symfonię, Monę Lisę, klocki Lego i Thermomixa. Zaatakował nas natomiast organizm będący w gruncie rzeczy pojedynczą nicią RNA w otoczce z kilku białek, niezdolny nawet do samodzielnego życia poza komórką ofiary. Przy ludzkim genomie o długości ok. 2 m, z ponad 43 tysiącami genów, czyni go to biologicznie skrajnie prymitywnym. A jednak, powiedzmy szczerze, jego atak dosłownie rozłożył ludzkość na łopatki, z całą jej fenomenalną wiedzą, wyrafinowaną technologią i napędzaną algorytmami logistyką. Jest nadzieja, że tylko chwilowo. Ale wielorakie konsekwencje, na wszystkich poziomach życia społecznego i gospodarczego, na długo pozostaną katastrofalne.

 

Niektórzy twierdzą, że „człowiek został stworzony, aby czynić przyrodę mu poddaną”. Uzasadniają w ten sposób nasze prawo do brutalnej ingerencji w środowisko – wycinania lasów, zabijania zwierząt, przekopywania mierzei, trucia atmosfery i oceanów, rujnowania gospodarki wodnej przez kopalniane odkrywki. Przykład obecnej pandemii przypomina nam o naszym faktycznym, mocno niestabilnym miejscu w ekosystemie i generalnie w ewolucji.

 

Homo sapiens jest w istocie niezauważalnym epizodem w historii naszej planety. Istniejemy na niej ok. 0,007% czasu jej istnienia. Czyli ziemski ekosystem rozwijał się (szczęśliwie) przez miliardy lat bez człowieka! Gdyby nas kiedyś zabrakło, to mrówki (ok. 22 000 gatunków, 2,20% czasu Ziemi) nawet tego nie zauważą. Natomiast rekiny (ok. 500 gatunków, 9,1% czasu Ziemi) bardzo się ucieszą, bo Homo sapiens zabija ich ok. 100 mln rocznie. Głównie po to, żeby odciąć płetwy (wyrzucając resztę), bo uważa, że są afrodyzjakiem. Nie robi tego w obronie własnej, bo rekiny zabijają rocznie tylko ok. 5 osób. Czyli nie są mściwe. Czyli jednak są znacznie mniej inteligentne.

 

Earthwatch Institute na posiedzeniu Royal Geographical Society of London (2019) ogłosił, że to pszczoły, a nie my, są najważniejszym gatunkiem na Ziemi. Po pierwsze, bo zależy od nich 70% ziemskich zbiorów, a po drugie, bo są jedynym gatunkiem biologicznym, który nie przenosi żadnych patogenów (w przeciwieństwie do nas).  Przy okazji wspomniano, że w ciągu ostatnich lat udało się nam znacząco ograniczyć ich populację. Być może nie jest to jednak tak ważne, bo, jak ostrzegają australijscy klimatolodzy w głośnym, ubiegłorocznym raporcie: „cywilizacja ludzka prawdopodobnie upadnie do roku 2050”, jeśli nie zrobimy czegoś naprawdę radykalnego w sprawie ocieplenia.

 

Słońce zgaśnie dopiero za kilka miliardów lat, więc może nawet zdąży powstać nowa cywilizacja Homo sapiens 2.0, a jeśli i ta upadnie, to po niej następne? Pozostawmy im przynajmniej dużo informacji o naszej historii, żeby mogły się uczyć na naszych błędach. Czyż nie byłoby przykro twórcom tych monumentalnych pomników na Wyspach Wielkanocnych, gdyby wiedzieli, że dziś nie mamy pojęcia po co i jak to robili i dlaczego to było to dla nich takie piekielnie ważne? I nie dowiemy się, bo żadnego z nich już nie ma.

 

COVID-19 mówi nam zatem: lepiej, żebyście nie zapomnieli, że jesteście (łatwo możecie się stać) epizodem historycznym – błyskotliwą megacywilizacją, która w krótkim czasie fenomenalnie urosła, po czym równie szybko pokonała sama siebie, bo jej osiągnięcia uczyniły ją bezbronną wobec problemów, które sama stworzyła. To byłoby takie napoleońskie Waterloo w wersji supermakro.

 

* * *

Powyższy artykuł został napisany przez profesora Piotra Płoszajskiego. Zawiera on pierwsze 2 lekcje, jakie zdaniem autora powinna nam dać obecna sytuacja. Artykuł został napisany w ramach publikacji REstart przy współpracy z Digital Excellence i CIONET Polska.

Tutaj daj znać, jeśli chcesz otrzymywać od nas informacje o nowych inicjatywach